Parę razy już mnie pytaliście, w jaki sposób archiwizuję wykonane tłumaczenia. Myślę, że każda metoda jest dobra, byle była skuteczna, a my bez trudu będziemy w stanie odnaleźć zlecenie, o które po pół roku (a tak się może zdarzyć) zapyta klient. Przedstawię, jak to u mnie wygląda.
Dzisiaj w ramach akcji „W 80 blogów dookoła świata”* piszemy o seksie. Temat śliski, bo zaraz mi zarzucicie, że w tej kwestii praktyka zawsze jest lepsza od teorii 😛 , ale postanowiłam przygotować dla Was wpis językowy. Ot, żeby było trochę bardziej intelektualnie (niż mogłoby się wydawać).
Z racji tego, że ostatnio sporo się rozmawia o chorobach (i to bynajmniej nie chodzi o narzekanie w autobusie czy podczas rodzinnych spotkań, tylko mam na myśli zajęcia z języka rosyjskiego, które prowadzę), postanowiłam przygotować listę wybranych odpowiedzi na zasadnicze pytanie: „Co ci dolega?”.
W dzisiejszym wpisie poświęcę parę słów dobrym praktykom, o których warto pamiętać, kiedy wysyłamy klientowi przetłumaczony tekst. Bo nawet jeśli nasza praca została wykonana rzetelnie i profesjonalnie, ale niedbale ją przedstawimy, efekt naszej pracy (i dalsza współpraca z nami) może zostać gorzej oceniona.
Tytuł dzisiejszego wpisu jest przewrotny, bo oczywiście bardzo lubię prowadzić blog i dzielić się z Wami swoją wiedzą. Natomiast sam tekst już od dawna chodził mi po głowie jako reakcja na zapytania od różnych instytucji (wydawnictwa, szkoły językowe, platformy do nauki języków etc.) działających komercyjnie, które w ramach wynagrodzenia oferują „produkt z oferty do wyboru”. Bo w takich wypadkach stanowczo nie chcę blogować za darmo.
Strasznie ten czas leci, bo razem z zaprzyjaźnionymi blogerami kulturowymi i językowymi organizujemy naszą akcję „W 80 blogów dookoła świata” po raz… pięćdziesiąty! Dla mnie oznacza to, że z samym projektem jestem związana już ponad cztery lata 🙂 A dzisiaj próbujemy pisać o niemożliwym – dziesięciu słowach, które kojarzą nam się z wybranym krajem. Oj, będzie trudno.