wakacje

Co myślę o intensywnych kursach językowych?

Tytuł wbrew pozorom nie jest zaczepny, choć może się taki wydawać. Z racji tego, że ogromnymi susami nadciągają wakacje, z pewnością wielu z Was rozważa zapisanie się na rozmaite letnie kursy intensywnej nauki języków obcych. We mnie też gdzieś się tli taka pokusa, ale stale ją przepłaszam. Już tłumaczę dlaczego,  a Was zachęcam do dyskusji!

Nie ukrywajmy, że lato rozleniwia – to czas urlopów, mniejszej liczby zleceń (jeśli ktoś pracuje na własny rachunek) czy przekierowania wszelkiego rodzaju imprez kulturalnych na bardziej rozrywkowe. Nic więc dziwnego, że aktywność zawodowa spada, by nasilić się we wrześniu, kiedy częściej zapisujemy się na szkolenia czy podejmujemy nowe inicjatywy (u mnie właśnie tak to działa).

Po okresie intensywnej nauki języka obcego (np. w ramach kursu, w standardowym zakresie dwóch zajęć w ciągu tygodnia przez dwa semestry) z jednej strony nadchodzi pokusa odpoczynku, a z drugiej strach, że wszystko zapomnimy. I zaczynamy szukać antidotum.

Intensywny kurs językowy

To brzmi fajnie. Można nadgonić materiał, powtórzyć niektóre zawiłości językowe, a nawet ukończyć w szybkim tempie jeden poziom, który normalnie byłby rozłożony na cały semestr.

Dlatego kiedy parę lat temu chciałam podnieść swoje umiejętności z języka angielskiego, zapisałam się na taki kurs.

Jakie były moje założenia?

  • Cel: rozważałam wyjazd za granicę w celach zarobkowych, a w tym okresie z angielskim miałam małą styczność.
  • Na co kładłam nacisk: mówienie (powrót do płynnego komunikowania się na codzienne tematy).
  • Forma zajęć: konwersatorium z native speakerem.

I wszystkie te wytyczne były spełnione. Natomiast jeśli chodzi o wymiar, to kurs trwał miesiąc i zajęcia odbywały się cztery razy w tygodniu po ok. 3,5 godziny z przerwą. Pora nie była najszczęśliwsza, ale jakże życiowa, czyli po pracy. Do domu wracałam k. 21.00 – akurat wystarczyło, żeby zjeść kolację (tak, wiem, to niezdrowe o tej porze :P) i wykonać parę codziennych czynność zanim nie padałam ze zmęczenia spać.

Jeśliby narysować wykres mojego podejścia do zajęć, to wyglądałby on następująco:

  • pierwsza połowa kursu – energia, zaangażowanie w zajęcia, które objawiało się aktywnym uczestnictwem w dyskusji; miałam poczucie, że bardzo poprawiły się moje umiejętności komunikacyjne w języku angielskim;
  • połowa kursu – pewna stagnacja, zaangażowanie ograniczyło się do nadążania za tokiem zajęć i odpowiadania na pytania lektora (bez przejawiania inicjatywy do dyskusji);
  • druga połowa kursu – spadek aktywności, poczucie senności i przemęczenia na zajęciach, wrażenie, że moje umiejętności językowe się pogorszyły (były sytuacje, że lektor opowiadał nam różne historie, widząc, że nie bardzo mamy ochotę na dyskusję).

Słabe i mocne strony intensywnego kursu językowego

Myślę, że przy tego typu ocenie istotna jest nasza sytuacja życiowa (ile i jak pracujemy, czy opiekujemy się dziećmi etc.) oraz w jakim celu zapisaliśmy się na taki kurs.

Moim celem było uczestnictwo w konwersacjach pod kątem ewentualnego wyjazdu za granicę. I cel ten został spełniony – mimo poczucia zmęczenia i przeładowania informacjami miałam poczucie, że trochę się rozgadałam i czułam się nieco pewniej podczas rozmów w języku angielskim. W tym przypadku uznaję to za pozytywny aspekt całej aktywności.

Minusem dla mnie zdecydowanie było to, że zdobyte informacje (głównie słówka i struktury gramatyczne przydatne w komunikacji) nie miały szans się uleżeć w głowie. Nie miałam wystarczająco dużo czasu na spokojną powtórkę materiału i jego trwalsze zapamiętanie.

Czy zdecydowałabym się ponownie na taki kurs?

Aktualnie kończę czwarty semestr nauki języka hiszpańskiego (jestem na poziomie B1.1). Szkoła, do której chodzę oferuje wakacyjne kursy językowe – to intensywna nauka przez trzy tygodnie, cztery dni w tygodniu po niecałe cztery godziny zajęć. Uczestnictwo w pojedynczym kursie teoretycznie przenosi nas o poziom wyżej.

Mimo opisanych już wcześniej wątpliwości (ale jak to nie uczyć się języka obcego przez wakacje, pewnie wszystko zapomnę etc.) nie zapiszę się na taki kurs. Dlaczego? Ponieważ zagadnienia gramatyczne na moim poziomie znajomości języka nadal są dla mnie skomplikowane, a czas na ich przyswojenie jest zbyt krótki. Obawiam się, że taka nauka byłaby bardziej frustrująca niż dająca satysfakcję, a nie o to w tym wszystkim chodzi.

Dlatego po zdaniu (mam nadzieję) egzaminu za dwa tygodnie i zakończeniu czwartego semestru nauki w okresie wakacyjnym nadal będę kontynuować czytanie różnych tekstów po hiszpańsku i regularnie (na razie idzie mi to ze zmiennym szczęściem) oglądać filmiki na Youtube.

A jakie jest Wasze zdanie? Planujecie zapisać się na wakacyjny kurs językowy? Co Was do tego przekonuje?

Obraz: Quang Nguyen vinh z Pixabay