per aspera ad astra

I znów parę słów o motywacji

Pamiętacie jeszcze mój wpis o motywacji do nauki języka obcego? Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić własnym doświadczeniem, które doskonale uzupełnia ten artykuł, a może i Was zachęci do uczenia się rosyjskiego i uczenia innych tego języka.

Wspomniany artykuł znajdziecie tutaj: Co mnie motywuje do nauki języka obcego?

Ci z Was, którzy śledzą mojego bloga, z pewnością pamiętają, że zawodowo zajmuję się nie tylko tłumaczeniami i uczeniem – nie jest to odosobniona postawa wśród tłumaczy, którzy często pracują w kilku branżach równocześnie. Pisałam o tym we wpisie Co robię, kiedy nie tłumaczę? (przy okazji zachęcam Was do podobnych działań jeśli tylko czujecie, że Wasza dotychczasowa praca nie daje Wam satysfakcji, a nie jesteście pewni, czy warto coś z tym robić). Na swoim koncie mam m.in. udział w dwóch wyprawach polarnych i parę innych rzeczy nie związanych z tłumaczeniami, ale o tym możecie w wolnym czasie przeczytać w powyższym wpisie,  bo dzisiaj miało być o motywacji. I będzie!

Okazało się, że moją ostatnią pracę w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego (roczny kontrakt, do Polski wróciłam na początku listopada) nieoczekiwanie udało się połączyć z… nauką rosyjskiego. Trzy osoby, z którymi pracowałam, stwierdziły, że bardzo by chciały wrócić do nauki tego języka i poprosiły o zorganizowanie zajęć. Chętnie na to przystałam, zwłaszcza że czasu wolnego mieliśmy dosyć i warto go było kreatywnie wykorzystać. Miałam jednak pewną wątpliwość czy zapał początkujących adeptów języka rosyjskiego nie okaże się słomiany, ale stwierdziłam, że gra jest warta świeczki.

Zaplanowaliśmy godzinne zajęcia dwa razy w tygodniu, we wtorki i czwartki. Zaczęliśmy od połowy kwietnia i ani się obejrzeliśmy jak minęło kilka miesięcy wspólnej nauki, zbliżał się koniec października, a naukę trzeba było przerwać, bo… wyprawa się kończyła i mieliśmy wracać d Polski.

Zaczęliśmy od alfabetu, ale wszyscy kiedyś uczyli się rosyjskiego, więc te podstawowe zagadnienia omówiliśmy w formie powtórki. Udało nam się zrealizować jeden podręcznik, moi koledzy pilnie odrabiali zadania domowe, a nawet pisali przygotowywane przeze mnie sprawdziany! Z racji tego, że grupa była niewielka, mogłam opracować dedykowane materiały w zależności od tego, kogo jakie słownictwo bardziej interesowało – i tak np. udało nam się omówić podstawową budowę lodowca czy wyrażenia związane z energią elektryczną, a także pokaźny zapas wulgaryzmów (w końcu to też język, znać trzeba, ale używać – niekoniecznie).

Na koniec zajęć zrobiłam małe ćwiczenie – poprosiłam kolegów o opowiedzenie, czego nauczyli się przez te kilka miesięcy. Zapisali kilka myśli na kartkach i odruchowo zaczęli czytać. Oczywiście, zaraz te kartki kazałam im schować i okazało się, że każdy swobodnie był w stanie w kilkunastu rozbudowanych zdaniach wypowiedzieć się na zadany temat. Jak zwróciłam im na to uwagę, sami się zdziwili.

Ale prawdziwy sprawdzian miał dopiero nadejść. Wiedzieliśmy, że część trasy będziemy wracać rosyjskim statkiem – niektórych członków załogi już znaliśmy z poprzedniego roku, ale wtedy po rosyjsku mało kto z naszej grupy mówił. I nagle się okazało, że moi koledzy rozmawiają po rosyjsku! Przychodzili tylko i podpytywali o pojedyncze słówka i zwroty i dziękowali, że teraz mogą porozmawiać na różne tematy, a przede wszystkim – bardzo dużo rozumieją.

Piękny wstęp do dalszej nauki rosyjskiego, a dla mnie – ogromna motywacja do przekazywania wiedzy. I takich historii Wam życzę – bez względu na to, czym się zawodowo zajmujecie, żebyście mieli okazję do odczuwania satysfakcji z tego, co robicie.

PS. Nie jestem cudotwórcą, grupa po prostu miała zapał do nauki 😉 Ale możliwość korzystania z materiałów w formie jaka odpowiadała moim kolegom na pewno pomogła nam w uzyskaniu takich wyników.