Dzisiaj kolejna odsłona akcji „W 80 blogów dookoła świata„. Po burzliwej dyskusji na Facebooku, doszliśmy do wniosku, że będzie poświęcona filmom z różnych krajów. Tak więc – co nieco z rosyjskiej kinematografii.
Filmoznawcą nie jestem, więc dobór filmów, jak w przypadku wielu osób, które od czasu do czasu lubią sobie coś obejrzeć, jest zupełnie przypadkowy. Niemniej jednak niektóre kadry do dziś pozostały mi w pamięci, a do samych filmów zdarza mi się od czasu do czasu wracać – a oto i one*.
.
#1 „Człowiek z kamerą” (1929), reż. Dziga Wiertow
Klasyk. Dokumentalny film niemy z lat 20. przedstawiający życie miasta i jego mieszkańców od świtu do zmierzchu. Niesamowita rejestracja codziennego życia – wizyty u fryzjera, porannej toalety, gry w siatkówkę, tramwajów wyjeżdżających o poranku z zajezdni…
Film akurat po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć w niezbyt ambitnych okolicznościach, ponieważ było to w ramach przygotowania do egzaminu z kina rosyjskiego. Niemniej jednak już wtedy wywarł na mnie wrażenie.
Kolejna okazja trafiła się podczas mojej pracy w stacji polarnej, kiedy to zorganizowaliśmy sobie wieczorek rosyjski – pirożki, sałatka „śledź pod kołderką”, wódka i oczywiście rosyjskie filmy. Akurat oglądaliśmy film z muzyką Michaela Nymana, dość ostrą, awangardową, o powtarzających się motywach… (na co, oczywiście, część z nas oglądających niespecjalnie zwracała uwagę…), kiedy jeden z kolegów, który akurat robił coś w kuchni, więc filmu nie widział, ale go słyszał, wpadł do salonu ze zdecydowanym „wyłączcie to albo ściszcie, bo zaraz oszaleję”.
Pomimo to, film spodobał mi się jeszcze bardziej, niż za pierwszym razem.
.
#2 „Lecą żurawie” (1957), reż. Michaił Kałatozow
Kolejny klasyk. Wojenne romansidło, albo, jak kto woli, film wojenny i melodramat w jednym. Zawsze kiedy go oglądam, przychodzi mi do głowy tylko jedno – wojna to straszna machina, która jeśli tylko wtoczy się w proste, zwyczajne życie przypadkowych ludzi, zmienia ich i wyrządza krzywdę na zawsze. Krzywdę, której naprawić się nie da. I po ludziach, ich historiach zostają tylko przedmioty, symbole – takie jak pluszowa wiewiórka, którą Boris ofiarował Wierze przed udaniem się na front.
Film skłaniający do refleksji, najlepiej smakuje w domowym zaciszu i przy kubku kakao czy co tam lubicie.
.
#3 „Euforia” (2006), reż. Iwan Wyrypajew
Teraz będzie bardziej współcześnie, żeby nie było, że nurzam się w starociach.
Jeden z bardziej malarskich i plastycznych filmów, jakie widziałam. Przepiękne krajobrazy, krótkie i treściwe dialogi wyrażające podstawowe komunikaty, a ten księżyc nad stepem jakże wymowny… Jest wielka miłość, cierpienie i śmierć – bo w takiej scenerii uczucia mogą być tylko skrajne, a odczuwać można tylko samym sobą. Nie ma stanów pośrednich.
Długo ten film we mnie siedział. Ciężko było aż wyjść z kina na letnią i gwarną ulicę, gdzie dzieci kupowały lody na gałki, a gołębie leniwe przechadzały się po ulicy…
.
#4 „Rusałka” (2007), reż. Anna Melikjan
Główna bohaterka filmu, Alisa, to dowód na to, że anioły istnieją wśród nas – trzeba tylko czasem bardziej wytężyć wzrok, aby je dostrzec. Ma niesamowitą intuicję, przeczucie – to dzięki niej pewien biznesmen nie leci samolotem, który później się rozbija, a on tym samym zostaje nieświadomie ocalony.
I tak jak wiele osób nie dostrzegało cudownej obecności Alisy, tak niewiele osób zauważyło jej zniknięcie… Spoilerować nie będę, ale koniec mnie zabił, bo już myślałam, że całość zmierza do szczęśliwego zakończenia. Ale no tak, zapomniałam, to kino rosyjskie, nie amerykańskie. I trzeba się (w większości przypadków) przygotować na emocjonalne wstrząsy.
.
#5 „Okrucieństwo” (2007), reż. Marina Lubakowa
Szykujcie się na mocne doznania – obie reżyserki mogą podać sobie ręce jeśli chodzi o nagłe zwroty akcji i ostateczne „wykończenie” w sensie dosłownym jednego z bohaterów – czy to fizycznie, czy psychicznie.
Trochę o fabule – Wika to nastolatka z rodziny patologicznej, której jednym z ulubionych zajęć jest podglądanie przez lornetkę z dachu bloku życia sąsiadów. Przypadkowo zauważa dwóch kochanków – Zoję, singielkę, skupioną na karierze zawodowej i żonatego mężczyznę. Wika próbuje go szantażować zrobionymi przez siebie zdjęciami, czego efektem jest koniec romansu.
Dziewczyna zaprzyjaźnia się z porzuconą kochanką i zachęca ją do zemsty na mężczyźnie. Formy odwetu daleko jednak wychodzą poza działania zgodne z prawem. Równocześnie Zoja zaczyna traktować ją jak córkę, zapewnia jej wikt i opierunek, troszczy się o nią… Więc tym bardziej bolesny (i znów zaskakujący; tytuł nie bez kozery) jest finał, nieoczekiwany obrót spraw, który zupełnie zbija Zoję z tropu i którego kompletnie nie rozumie…
Uff, zobaczcie, oceńcie – działa na wyobraźnię.
A jeśli chcecie się dowiedzieć, co warto obejrzeć z bogatej oferty filmowej innych krajów, zachęcam do przeczytania pozostałych wpisów w ramach akcji „W 80 blogów dookoła świata”.
*Z premedytacją nie opisuję fabuły wszystkich filmów – można je znaleźć w internecie.
Francja:
- Français-mon-amour: Francuskie, filmowe poczucie humoru
- Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim: To trzeba zobaczyć!
- Uzależnienie od Francuszczyzny: 5 filmów francuskich dla wymagającego widza
Hiszpania:
Hiszpański na luzie: 5 filmów hiszpańskich, dobrych i lepszych
Holandia:
Język holenderski – pół żartem, pół serio: Holenderskie filmy
Niemcy:
Blog o języku niemieckim: Najlepsze niemieckie filmy
Rosja:
Rosyjskie śniadanie: Ciekawe co w kinie rosyjskim
Stany Zjednoczone:
Learn English Śpiewająco: 5 filmów amerykańskich, które warto obejrzeć
Szwecja:
Szwecjoblog: 5 naprawdę smutnych filmów ze Szwecji
Wielka Brytania:
- English-Nook: 5 brytyjskich filmów wartych polecenia
- Angielski dla każdego: 5 najlepszych filmów i seriali po angielsku
Wietnam:
5 wietnamskich filmów, które warto obejrzeć
Włochy:
Wloskielove: 5 włoskich filmów, które wcisną cię w fotel