Spięcie na linii klient-tłumacz?

Kontaktowanie się z klientami przeróżnego typu to dla tłumacza (i każdego freelancera) chleb powszedni. Czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale jedno jest pewne – świadomość pewnych zasad komunikacji na pewno ułatwi taką współpracę.

Proszę to przetłumaczyć

Oczywiście, bardzo chętnie, ale… często w wiadomości z takim zapytaniem i lakonicznym opisem rzeczonego tekstu nic więcej nie ma. Pliku w załączniku, fragmentu tekstu do tłumaczenia wklejonego w treść e-maila – brak.

Bez tekstu do tłumaczenia naprawdę trudno udzielić właściwej odpowiedzi. Nie mówiąc już o tym, że zarówno klient, jak i tłumacz nie będą musieli tracić czasu na dodatkową korespondencję dotyczącą tematyki tekstu.

Dlatego zawsze, kiedy otrzymuję tego typu zapytania, proszę o podesłanie tekstu lub choćby jego fragmentu, żebyśmy mieli o czym rozmawiać.

Zuch rysuje

 Dobrze, że z tłumaczeniami jest trochę inaczej…. 😉

 

Ile kosztuje tłumaczenie?

Takie zapytania dostajemy bardzo często, teksty są przeróżne, terminy bardziej lub mniej odległe. W wariancie najbardziej pożądanym tekst lub jego fragmenty są dołączone do wiadomości, bo bez tego ani rusz.

Warto od razu na wstępie napisać klientowi w oparciu o co się rozliczamy – ilość słów, znaków czy stron tłumaczeniowych. Dla mnie punktem wyjścia jest 1800 znaków ze spacjami i na tej podstawie przygotowuję wycenę – rozpisując dokładne wyliczenie, żeby klient wiedział skąd wzięła się dana kwota.

 

Czy spacja liczy się jako znak?

Powszechne jest podawanie stawki za stronę rozliczeniową, czyli x znaków (zazwyczaj 1800) ze spacjami. Dlaczego? Żeby nie było wątpliwości, że spacja to znak, za który również się płaci.

Tym, których nie przekonuje to wyjaśnienie, że spacja jest integralną częścią tłumaczenia, zalecam prezentację przetłumaczonego tekstu bez spacji. I wtedy faktycznie klient zapłaci mniej. Tylko co potem zrobić z takim tekstem?

 

To się powtarza

Dostajemy tekst do tłumaczenia z komentarzem od klienta, że w treści jest sporo powtórzeń, których nie musimy tłumaczyć, bo on/ona już sobie je później pouzupełnia na podstawie tego, co przetłumaczyliśmy.

Wierzcie lub nie – naprawdę nikt z nas nie ma czasu wyszukiwać w tekście ile razy fraza „kliknij w załącznik” czy wręcz dane słowo (sic!) się powtarzają. W tym przypadku tekst traktujemy jako całość, którą zlecono nam do tłumaczenia.

Nikt natomiast nie broni klientowi tak zredagować tekst przed zleceniem go do tłumaczenia, aby powtórzeń było jak najmniej.

.

Trudno orzec, czy powyższe przypadki należą do typowych. Z pewnością jednak wielu tłumaczy z takimi się spotkało, a i też wielu klientów po prostu nie wiedziało na co zwrócić uwagę, zlecając tłumaczenie.

A może Wy macie jeszcze jakieś propozycje?

 

Źródło obrazka: www.zuchrysuje.pl