Polonizacja, spolszczenie w tłumaczeniu

Termin polonizacja ma wiele znaczeń. Można ją rozpatrywać w kontekście językowym i kulturowym.

Nas oczywiście interesuje to pierwsze – podstawowa definicja polonizacji czy też „spolszczenia” to nic innego jak przyswajanie czyli zapożyczanie przez język polski wyrazów obcych. Tu pojawia się kwestia pisowni i wymowy, kiedy dane słowo traci swój oryginalny wygląd i brzmienie i zostaje pisane oraz wymawianie zgodnie z zasadami obowiązującymi w języku polskim. O takim rozumieniu polonizacji opowiada p. Agata Hącia w krótkiej audycji, której możecie posłuchać na stronie Polskiego Radia Czwórka.

Polonizacja to również termin odnoszący się do teorii przekładu, jedna z technik translatorskich polegająca na zamianie słów, wyrażeń związanych z kulturą danego języka, które występują w tekście oryginalnym, na takie, które są bliskie, a przez to bardziej zrozumiałe i „swojskie” dla polskiego odbiorcy.

polonizacja tłumaczenia

Pewnie wiele z Was kojarzy nazwisko Bartosza Wierzbięty, polskiego dialogisty i tłumacza, autora dubbingu do bajek „Potwory i Spółka”, „Sezon na misia” czy wszystkich części „Shreka” (o stosowanej przez niego metodzie miałam przyjemność pisać pracę magisterską, więc jeśli kogoś bardziej interesuje ten temat, zachęcam do lektury). Chociaż zjawisko polonizacji przekładu najczęściej przypisuje się właśnie jemu, miał w tym swoich wybitnych poprzedników – tłumaczy takich jak Elżbieta Łopatniukowa czy Jan Jakub Wecsile.

W tłumaczonych bajkach polonizacja przejawia się w rozmaity sposób – nawiązaniem do polskiej kultury (np. „Jontek, łap za widły!”, „Shrek”), używaniem polskich nazw, w tym imion czy próbą oddania sposobu wyrażania się charakterystycznego dla danego regionu w Polsce („Edek! Wstańżesz wreszcie, małpo jedna!”, „Madagaskar2”), stosowaniem różnych stylów wypowiedzi w zależności od sytuacji („I pamiętajcie, że pasy mogą wam uratować życie! A bez nich walisz w konsolę i czapka”, „Madagaskar”), frazeologizmów czy przysłów.

Trudno jednoznacznie określić czy jest to metoda dobra czy zła. Z punktu widzenia teorii przekładu często uważa się ją za niewłaściwą (zob. U. Dąbska-Prokop, „Mała encyklopedia przekładoznawstwa”), ponieważ jest niezgodna z zasadą wierności tłumaczenia. Natomiast z punktu widzenia odbiorcy może być atrakcyjna. Warto jednak zwrócić uwagę, że najczęściej polonizuje się gry i bajki animowane, a nie filmy fabularne. Dlaczego? Powodów może być wiele; jednym z nich może być wiek odbiorców i ich oczekiwania względem tłumaczenia, które są poparte odpowiednią wiedzą – bo skoro film jest produkcji amerykańskiej, skąd biorą się wstawki odwołujące do polskiej kultury (jeśli oczywiście scenariusz tego nie przewiduje)?

Przykład z własnego podwórka – pasjami oglądam serial „House”. W jednym z odcinków, w napisach pojawia się wypowiedź House’a: „wyglądasz jak Gucio”. Uśmiechnęłam się, ale… czy naprawdę Gregory House tak by powiedział? Odpowiedzcie sami na to pytanie (nie krytykuję tu bynajmniej tłumacza za wybraną metodę przetłumaczenia danego fragmentu).

I druga strona medalu, czyli polonizacja, do której wielu z nas już pewnie zdążyło przywyknąć i wręcz się jej domaga – „Kocia ferajna” (kto z Was pamięta? Słodki powrót do dzieciństwa) w tłumaczeniu Elżbiety Łopatniukowej: www.youtube.com

Jedno z moich ulubionych – „Chłopaki, przestańcie – w końcu to jest Beverly Hills, a nie jakaś tam Kozia Wólka”:)

Źródło obrazka: manufaktura.art.pl