Czy warto przeklinać w języku obcym?

Wulgaryzmy, oprócz tego, że są kulturowo źle postrzegane, pozostają nieodrodną częścią danego języka – mogą świadczyć o jego bogactwie i kreatywności, a także poziomie ekspresji i sposobie wyrażania emocji. I choć zazwyczaj się ich wstydzimy, w nauce języków obcych nie powinniśmy o nich zapominać, nawet jeśli niespecjalnie planujemy aktywne z nich korzystanie.

Żeby od razu było jasne – jak najbardziej jestem za uczeniem się wulgaryzmów i jeśli osoby, które uczę języka rosyjskiego wyrażają chęć poznać takie słownictwo, nie mam nic przeciwko (oczywiście, w tym przypadku mówimy o osobach pełnoletnich). Dlaczego? Powodów jest co najmniej kilka:

.

Wulgaryzmy to część języka

Od tego stwierdzenia nie uciekniemy. Oczywiście, możemy znać język Puszkina i pięknie formułować zdania. Pytanie tyko, ile osób wyraża się w taki sposób? Inaczej mówią nastolatkowie, inaczej osoby związane z konkretnym środowiskiem zawodowym, a inaczej bezdomni. I nawet jeśli nie będziemy w stanie nauczyć się słownictwa z tych różnych rejestrów językowych, nawet pobieżny kontakt z nimi da nam wyobrażenie jak bogaty i wielopłaszczyznowy jest język, którego się uczymy. A o to przecież chodzi. I powinniśmy pamiętać, że język to istota żywa, która stale ewoluuje, zmienia się, więc elastyczne podejście pozwoli na wyłapać przynajmniej część tych zmian.

.

Wszędzie mówią brzydko

Czy chcemy, czy nie chcemy wulgaryzmy to słowa, których się powszechnie używa. Czy to na ulicy, w codziennych rozmowach czy w filmach. O internecie nie wspominając. Nie mam tu na myśli sytuacji, kiedy np. przekład filmowy kurtuazyjnie spłaszcza przekleństwa i w efekcie otrzymujemy „cholerę”, „kurczę” i „motylą nogę”, ale o żywe, konkretne sytuacje, w których te słowa są używane i dobrze byłoby wiedzieć o czym mowa. Zwłaszcza że (nie daj Bóg!) zdarzyć się może, że ktoś nas obraża, więc przynajmniej byśmy wiedzieli jakiego kalibru są to słowa (i ew. moglibyśmy na nie jakoś zareagować).

.

Dzięki wulgaryzmom szybciej się uczymy

Nie powiecie mi, że nie 😛 Możemy mieć problem z pisownią danego słowa, nie pamiętać jak jest „listonosz” po rosyjsku, ale tylną część ciała od razu zapamiętamy. Nawet jeśli na początku nie będziemy wiedzieć jak to zapisać. Mam nawet wrażenie, że wprowadzanie tego typu słówek raz na jakiś czas w proces uczenia się nieznacznie go przyspiesza.

Pamiętam opowieść mojego promotora pracy magisterskiej, Rosjanina, świetnego wykładowcy i dobrego człowieka o tym, jak jego magistrantka pisała pracę o wulgaryzmach. Jako że praca była stricte językowa, obfitowała w liczne przykłady, które ona bez jakiejkolwiek żenady później prezentowała przed komisją w czasie egzaminu. W końcu omawiany był materiał językowy. Były to dla starszego już profesora, o nienagannych manierach, prawdziwe męki. Z jednej strony jako językoznawca doceniał naukowe podejście do tematu, z drugiej cierpiał niemiłosiernie słysząc takie słowa z ust kobiety…

Oby tylko wulgaryzmy były używane w takich sytuacjach jak ta 😉

Jeśli temat słów brzydkich nadal Was interesuje, polecam inny tekst na moim blogu poświęcony tłumaczeniu wulgaryzmów.